Ciekawa jestem, czy podobnie jak ja lubicie sięgać po powieści z motywem romansu biurowego.
Książka Katarzyny Mak pt. „Sposób na szefa” nie jest typowym romansem biurowym, a szef tak naprawdę nie do końca szefem jest, a przynajmniej nie dla Mai. Mimo wszystko motyw o którym mowa został przez autorkę sprytnie wpleciony w fabułę i stał się początkiem cudownej, lekkiej historii, przy której z pewnością można nieźle odpocząć. Ja spędziłam z nią wspaniały weekend i myślę, że jest to jedna z nielicznych historii, po którą chętnie za jakiś czas ponownie sięgnę. Być może w następne wakacje? Kto wie!
Historia Majki i Maksymiliana z łatwością zdobyła moje serce i pozwoliła skutecznie oderwać się od szarej codzienności, a wszystko to za sprawą mocno kontrastujących ze sobą postaci, które szybko zaskarbiły sobie moją uwagę. Czułam, że między tą dwójką prędzej czy później zaiskrzy i czekałam na ten moment z ogromną niecierpliwością! Tak naprawdę cała fabuła oparta była na wielu kontrastach – bogactwo i ubóstwo, odmienny styl ubierania się, pycha i skromność, różne doświadczenia na płaszczyźnie życia rodzinnego… bohaterów różnił nawet odmienny stosunek do miłości i budowania związku. Nie brakowało w tej historii nieporozumień, kłamstw, niedomówień i manipulacji. Biorąc do ręki tę książkę nie spodziewałam się wzruszeń, a były momenty, że musiałam walczyć z narastającymi emocjami i hamować przedzierające się do moich oczu łzy. Autorka urzekła mnie tym i muszę przyznać, że książka ostatecznie spełniła moje oczekiwania. Było zabawnie, intrygująco, z przymrużeniem oka, nieco refleksyjnie, wzruszająco i lekko. Właśnie tak podsumowałabym tę powieść. Akcja płynnie przeskakiwała między poszczególnymi wydarzeniami, które mamy okazję poznać zarówno z perspektywy Majki jak i Maksymiliana. W moim przypadku nie było tu miejsca na nudę. Nie obyło się też bez pikantnych scen, które jednak nie zdominowały całej fabuły za co ukłony dla autorki, bo osobiście nie przepadam za scenami zbliżeń ciągnącymi się przez kilka kartek. Wszystko zostało świetnie wyważone, przemyślane i napisane ze smakiem.
„Sposób na szefa” to książka dająca wiarę w to, że dla miłości nie jest ważny status społeczny i materialny. Ukazuje jak ogromny wpływ na kształtowanie podejścia do związku mogą mieć doświadczenia z dzieciństwa. Podobał mi się sposób w jaki Katarzyna Mak przedstawiła przeszłość głównych bohaterów, co uczyniło historię pełniejszą i zdecydowanie ciekawszą.
Oceniłam tę powieść na siedem gwiazdek z kilku względów. Mimo że dobrze bawiłam się podczas lektury i jak wspomniałam książka pozwoliła mi odpocząć, to bywały elementy, które zaważyły na tym, że trzy gwiazdki zmuszona byłam odjąć. Pierwszą z nich jest kwestia oryginalności fabuły. Niestety nie sposób powiedzieć w przypadku tego romansu, że fabuła była zaskakująca. Historia mimo iż lekka i przyjemna, to niestety była mocno przewidująca. Nie powiem, że mi to przeszkadzało. W końcu jest to romans, a w tym gatunku nie trudno przewidzieć rozwój wydarzeń. Poszczególne sceny wykazywały jednak zbyt duże podobieństwo do innych książek i czułam momentami, jakby powieść ta była mieszanką przeczytanych przeze mnie książek.
Miałam wrażenie, że opis wyglądu głównego bohatera otrzymałam w tej książce nieco zbyt późno. Nim trafiłam na konkretny akapit opisujący kolor włosów, oczu, karnację, miałam już w głowie zupełnie inny, podstawiony przez moją wyobraźnię obraz Maksymiliana.
Początkowo nie mogłam zrozumieć dlaczego główna bohaterka stale uznaje swojego niedoszłego szefa za „dupka”, podczas gdy sama zachowywała się tak niepoważnie, jak gdyby była rozpieszczoną małolatą. Przyznam szczerze, że postać Majki bardzo mnie irytowała, a jej zachowanie nie przypominało postawy dorosłej kobiety. Nie do końca wiedziała czego chce, a jej zachowanie bywało niekonsekwentne. W moim odczuciu również zbyt szybko między bohaterami wywiązała się więź, która biorąc pod uwagę początkową wzajemną niechęć głównych bohaterów do siebie, wydawała się nieco nienaturalna. Zrzucam to jednak na karb nagłego zauroczenia czy przysłowiowej chemii.
Podsumowując jednak książka bardzo mi się podobała. Była to moja pierwsza styczność z twórczością Katarzyny Mak i uważam, że jak najbardziej udana. Z przyjemnością sięgnę po inne powieści autorki.
Na poniższym zestawieniu zobaczycie gdzie kupić książkę najtaniej. A jeśli chcecie w ramach ciekawostki dowiedzieć się kogo przypominał mi główny bohater, zjedźcie niżej, tylko uwaga – będą spojlery!
Kogo przypominał mi główny bohater?
(UWAGA SPOJLERY)
Postać Maksymiliana (nie licząc odmiennego wyglądu i upodobań) bardzo kojarzyła mi się z Christianem Greyem i czytając tę książkę w zasadzie miałam przed oczami Jamiego Dornana, który odgrywał główną rolę tytułowego Greya z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Przypominało mi o nim wiele szczegółów począwszy od statusu szefa, poprzez kontrolujący sposób bycia, trudne dzieciństwo, narzucanie sposobu ubierania się głównej bohaterce, troskę o to czy Majka zdrowo się odżywia, grę na pianinie (Grey grał na fortepianie), strach przed budowaniem stałego związku. Poszczególne sceny również nasuwały mi skojarzenia ze wspomnianą książką, szczególnie początek, gdy Majka staje przed budynkiem w którym mieści się firma Maksymiliana, zadziera głowę do góry i patrzy na szklany wieżowiec (dość charakterystyczna scena z filmu „Pięćdziesiąt twarzy Greya). Osobiście bardzo lubię serię napisaną przed E.L. James i przyznam, że owo podobieństwo sprawiło nawet, że przyjrzałam się głównemu bohaterowi z nieco większym zaciekawieniem, a nawet z sympatią. Podobne sceny sprawiły jednak, że nim trafiłam na opis wyglądu Maksymiliana miał on już w moich myślach twarz Christiana i trudno było mi wyobrazić go sobie inaczej. Jest to jednak mocno subiektywna refleksja, którą dzielę się z wami w ramach ciekawostki.
Współpraca barterowa z wydawnictwem Editio Red.